Recenzja filmu

W gorsecie (2022)
Marie Kreutzer
Vicky Krieps
Florian Teichtmeister

Fantomowe ciało Cesarzowej

Kreutzer stawia na odkrywczą, nieskrępowaną niczym zabawę z historią. (...) Reżyserka od początku filmu nie kryje się zresztą ze swoimi zamiarami; stawką nie jest historyczna wierność, ale
Fantomowe ciało Cesarzowej
W rewelacyjnej książce "Cesarzowa. Pierwsze lata Sisi na dworze wiedeńskim" (wyd. Marginesy 2022) Martiny Winkelhofer, autorka kończy swój wywód następującą konstatacją: "Żadna księżniczka w tamtych czasach nie była bardziej wstydliwa i lękliwa niż młoda Elżbieta. Bez ostrzeżenia została wrzucona w nowe życie. (…) Zupełnie nieoczekiwanie dla samej siebie i swojego otoczenia z krótkiej wizyty u krewnych powróciła do rodzinnego Monachium jako przyszła cesarzowa Austrii. (…) Trafiła nagle do wielkiego świata, wystrzelona na szczyt najbardziej prestiżowego dworu Europy. Elżbieta dosłownie została wrzucona na głęboką wodę, gdzie walczyła (…) o emocjonalne przetrwanie w obcym świecie".


Już swego czasu dzieje Habsburgów śledzone były przez swoich poddanych i dworzan niczym telenowela, a Elżbieta Bawarska należała do jej największych gwiazd. Ówczesna prasa plotkarska szeroko rozpisywała się na temat jej dyspozycji zdrowotnej, i mentalnej, na temat jej figury, przybywających wraz z wiekiem zmarszczek, różnych słabości i licznych wyjazdów. Nieustannie kwestionowano jej pozycję jako opiekunki wielkiej monarchii, która nie bardzo wspierała w życiu dyplomatyczno-reprezentacyjnym wysiłek swojego zacnego męża, cesarza Franciszka Józefa.

Reżyserkę "W gorsecie" interesuje przede wszystkim Sisi dojrzała. Sisi u progu czterdziestych urodzin. Sisi, która jest blisko egzystencjalnej kapitulacji. Elżbiecie ciągle czegoś brakuje (i to zarówno w oczach własnych jak i cudzych), jest ciągle nieodpowiednia, niewyważona. I to nieważne, jak mocno zaciskałaby sobie tytułowy gorset. Być albo nie być. Najlepiej zniknąć.

Jak mawiał Oscar Wilde w "Portrecie Doriana Graya" – "Każdy z nas nosi w sobie niebo i piekło". Filmowa Elżbieta w wydaniu Marie Kreutzer nie stanowi w tej kwestii wyjątku. Nieradząca sobie z kompleksem wieku Sisi robi absolutnie wszystko, aby utrzymać się w doskonałej formie. Cesarzowa w niemalże w chorobliwy sposób pragnie zapanować nad każdym centymetrem i kilogramem swojego korpusu. Niezwykła dbałość o ciało nie idzie w parze z opieką nad własną (pokiereszowaną) duszą. 


Dusza, jak zresztą cała tożsamość Elżbiety, była nieustannie współdzielona. Sisi najlepiej czuła się w przestrzeni kultury i języka węgierskiego, najgorzej zaś na wiedeńskim dworze, który był przecież perłą monarchii. Do tego dochodzi kultura angielska i francuska, w której monarchini też potrafiła "zamieszkać", komunikować się. Warto jednak zauważyć, że w zależności od miejsca czy języka mamy do czynienia w przypadku Sisi z różnymi topografiami duszy.

Kreutzer stawia na odkrywczą, nieskrępowaną niczym zabawę z historią. Twórczyni doskonale wie, że historia (zarówno ta "mała" i "duża") nie istnieje, dopóki się jej nie stworzy. Z jednej strony, kreacyjne bogactwo i niezwykłe możliwości środków filmowych zdają się predestynowane do oddania złożoności i wielowymiarowości historii. Z drugiej zaś, te same narzędzia stają się dla filmowców zaproszeniem do narracyjnych szaleństw, anachronizmów i konfabulacji. Reżyserka od początku filmu nie kryje się zresztą ze swoimi zamiarami; stawką nie jest historyczna wierność, ale emocjonalna wiarygodność. Cesarzowa Elżbieta znacząco różniła się od kobiet swoich (XIX-wiecznych) czasów, swojego wysokiego stanu. Jak pisze we wspomnianej już książce Winkelhofer: "[Cesarzowa] była przekonana o posiadaniu prawa do decydowania o własnym życiu i po prostu wymagała tego od męża. Te zbliżone do nowoczesnych autentyczność i bezkompromisowość – cechy, które przyniosły jej na dworze opinię "trudnej" – przyczyniły się do dzisiejszej fascynacji tą jedyną w swoim rodzaju osobowością historyczną". Kreutzer zależy, aby oddać za sprawą formy filmowej przede wszystkim buntowniczy, niepokorny charakter postaci, którą dotychczasowa filmowa popkultura zakonserwowała na długie lata w lukrowanej banieczce (wystarczy pomyśleć o całym cyklu filmów o Sisi z udziałem młodziutkiej wówczas Romy Schneider). Wszelkie odstępstwa od historycznego protokołu – mniej lub bardziej zmyślone czy wymyślne – zbliżają nas do temperatury emocjonalnej zjawiska, jakim z pewnością była w całej swojej okazałości niekiedy melancholijna, a niekiedy niesamowicie ożywiona cesarzowa.


Oczywiście znajdą się i krytycy tego nowoczesnego sposobu przetwarzania historycznych opowieści i postaci, odrzucający a priori dzieło Kreutzer jako przekłamane i pozbawione historycznej wartości. Reżyserkę interesują nie tylko wystawne scenki i portrety, ale też wszelkie zabrudzone korytarze historii. Powtarzam: twórczyni chce, abyśmy za sprawą jej filmu znaleźli się "w środku" wydarzeń i sytuacji oraz poczuli spektrum emocji z nimi związanych. Budowanie wszelkich narracji i podleganie konwencjom przedstawieniowym obecne jest zarówno podczas pracy z obrazami, jak i językiem, który ze swej natury nigdy nie jest przezroczysty. Bardziej niż "jak to wtedy rzeczywiście było", Kreutzer zależy, aby pokazać "jak to wtedy być mogło". A co ważniejsze – co wtedy mogła czuć czterdziestoletnia kobieta, która nie mogła do końca swojego życia pogodzić się z przedwczesną śmiercią swojej pierworodnej córki. Kobieta, której różne bolączki kondycji psychofizycznej nie były traktowane poważnie (widać to w filmie doskonale na przykładzie epizodu z tzw. histeryczkami). 

Reżyserka obnaża na każdym kroku performatywność samej instytucji królewskiej (temat, który obecnie wrócił do przestrzeni publicznej na fali sporu księcia Harry'ego i Meghan Markle z Buckingham Palace). Nie tylko wygląd cesarzowej, ale też każde jej – nawet pomniejsze – zachowanie podlega dworskiej gramatyce. Świetnie to wybrzmiewa w scenie, w której Elżbieta uczy swojego kochanego kuzyna Ludwiga, jak mdleć z klasą i "na zawołanie". Intrygująca relacja tych dwojga wielce zaprzyjaźnionych i podobnie odrzuconych przez środowisko birbantów od zawsze fascynowała filmowców; wystarczy pomyśleć o monumentalnym "Ludwigu" (1972) Luchina Viscontiego.


To "wyprzedzanie swoich czasów" w filmie Kreutzer świetnie oddaje kino. Kino, które pojawia się w otoczeniu Sisi zdecydowanie za wcześnie, jeśli będziemy trzymać się tej kanonicznej daty pierwszego, paryskiego pokazu braci Lumière. Mówi się, że kino miało wielu ojców, ale tylko jedną matkę – czas. Taśma filmowa rejestruje obecność Elżbiety, którą każdy przecież ma za ducha, fantom. To nie przypadek, że największa nowinka techniczna, która zdeterminuje wizualny charakter nadchodzącego wieku, tak bardzo spodobała się monarchini, której silna osobowość przetrwała próbę czasu.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones